Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi cons z miasteczka Warszawa. Do tej pory z BS przejechałem 11457.36 kilometrów w tym 1877.18 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.42 km/h i zawsze mogłoby być lepiej ;)
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Popieram

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy cons.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

wyjazdowo

Dystans całkowity:780.86 km (w terenie 153.37 km; 19.64%)
Czas w ruchu:41:28
Średnia prędkość:18.23 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Suma podjazdów:3708 m
Maks. tętno maksymalne:195 (97 %)
Maks. tętno średnie:172 (86 %)
Suma kalorii:6792 kcal
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:52.06 km i 2h 57m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
91.50 km 0.00 km teren
07:05 h 12.92 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
Temperatura:31.1
HR max:189 ( 94%)
HR avg:130 ( 65%)
Podjazdy:1411 m
Kalorie: 1450 kcal

Nad Solinę

Piątek, 29 czerwca 2012 · dodano: 19.07.2012 | Komentarze 0

Tym razem zabrałem Anię na zaporę w Solinie. Po drodze trochę zbłądziliśmy i dołożyliśmy kilka kilometrów i zobaczyliśmy inną zaporę - w Myczkowcach.
Jezioro Myczkowieckie © cons


Mały ruch na drodze i gładki asfalt pozwolił porobić trochę słit foci.
Żemua © cons

Zjazdy też były fajne :)
Ziuuuu © cons


W końcu udało nam się dotrzeć na miejsce.
Zapora w Solinie © cons

Na miejscu zjedliśmy obiad, zrobiliśmy sobie odpoczynek i zebraliśmy się w drogę powrotną.

Padł mi Garmin i musiałem posiłkować się Endomondo w telefonie.

Dane wyjazdu:
40.09 km 8.68 km teren
02:54 h 13.82 km/h:
Maks. pr.:61.80 km/h
Temperatura:19.1
HR max:174 ( 87%)
HR avg:120 ( 60%)
Podjazdy:786 m
Kalorie: 1378 kcal

Najdłuższe serpentyny w Polsce

Wtorek, 26 czerwca 2012 · dodano: 12.07.2012 | Komentarze 4

Wybraliśmy się w drugą stronę czerwonego szlaku, w kierunku Tyrawy Wołoskiej.
Początkowo szlak po wczorajszych opadach jest praktycznie nieprzejezdny. Nasze opony zbierają tony błota i słabo się z niego czyszczą. Dużo dreptaliśmy pod górę, bo większość prób podjechania kończyło się uślizgiem koła i zrzuceniem z roweru.
W pewnym momencie dotarliśmy do rozjazdu szlaków, ja chciałem jechać niebieskim, żeby dotrzeć do wsi Siemuszowa. Był to zły pomysł, bo wpadliśmy w zarośnięty szlak, pełen pokrzyw. Szybki odwrót i kontynuacja wycieczki czerwonym szlakiem.
Jazda w błocie męczy © cons

Czerwony szlak PTTK na Słonnej © cons


W końcu wyjechaliśmy na asfalt, w sam środek najdłuższych serpentyn w naszym kraju. Po drodze zrobiliśmy kilka fotek, bo widoki były niesamowite.
Panorama Gór Słonnych © cons

Różnica poziomów to około 300m. W prawym górnym rogu to wciąż ta sama droga :)
Serpentyny © cons

Zjazd był bardzo fajny, ale nie rozpędzaliśmy się zbytnio. 35-45km to był maks. Za zakrętami nic nie było widać, a samochody nie jeździły pod górę za wolno i mocno ścinały zakręty.

Czasami z góry, czasami pod górę © cons

Trzeba było wracać do domu, ale najpierw należy pokonać kilka zmarszczek na drodze i poszukać jakieś dobrej pizzy.
Po przedłużających się poszukiwaniach w końcu znaleźliśmy całkiem niezła i niedrogą pizzę.
A tak wyglądały nasze rowery po zjeździe ze szlaku.
Ułachaaaa błotniaki dwaaaaa © cons


Dane wyjazdu:
21.71 km 6.19 km teren
01:28 h 14.80 km/h:
Maks. pr.:60.90 km/h
Temperatura:19.5
HR max:176 ( 88%)
HR avg:137 ( 68%)
Podjazdy:468 m
Kalorie: 820 kcal

Sanok - Orle Skałki

Poniedziałek, 25 czerwca 2012 · dodano: 12.07.2012 | Komentarze 2

Ponownie wybrałem się do Sanoka, tym razem z Anią. Pojechaliśmy do PTTKu kupić mapkę regionu. Pokręciliśmy się chwilę po mieście i pojechaliśmy zajrzeć do skansenu. Niestety wstęp płatny i to dość słono, a po drugie i tak byśmy rowerów nie zostawili.
Pogoda zaczęła się trochę chrzanić, więc zdecydowaliśmy się wracać do domu. Wybraliśmy drogę terenową - czerwonym szlakiem, który przez Orli Kamień i przecina drogę wjazdową do Lisznej.
Jak tylko wjechaliśmy do lasu zaczęło padać, paręset metrów przed szczytem zaczęło już porządnie lać, byliśmy cali przemoczeni, a przed nami była wizja zjazdu mokrą, często rozjeżdżoną przez ciągniki pracujące przy wyrębie drzew, błotnistą ścieżką.
Po drodze zrobiłem parę zdjęć komórką (aparatu akurat nie zabraliśmy ze sobą), lepsze zdjęcia wykonałem parę dni później na spacerze.

Podejścia © cons

No to jedziemy © cons
Orle Skałki © cons

W zeszłym roku na Cyklokarpatach podczas edycji w Sanoku została tędy poprowadzona trasa maratonu.




Dane wyjazdu:
20.39 km 0.00 km teren
00:58 h 21.09 km/h:
Maks. pr.:64.90 km/h
Temperatura:26.3
HR max:195 ( 97%)
HR avg:155 ( 77%)
Podjazdy:314 m
Kalorie: 794 kcal

Do Sanoka

Sobota, 23 czerwca 2012 · dodano: 02.07.2012 | Komentarze 0

Dojechaliśmy do rodzinki. Rowery dotarły kurierem całe i zdrowie. Skręciłem je i następnego dnia dziewczęta wybrały się do fryzjera szykować się na wesele, a ja wybrałem się turystycznie do Sanoka w poszukiwaniu mapy okolicy. Niestety punkt PTTK w soboty jest ... zamknięty. Czynne tylko 8-17 od poniedziałku do piątku. Bo turyści nie przyjeżdżają w weekendy, c'nie? :)
Kategoria 10-30km, wyjazdowo, KMC 1


Dane wyjazdu:
7.86 km 0.00 km teren
00:22 h 21.44 km/h:
Maks. pr.:34.90 km/h
Temperatura:29.7
HR max:184 ( 92%)
HR avg:114 ( 57%)
Podjazdy: 69 m
Kalorie: 294 kcal

Mazovia: Lublin - dojazd z dworca PKP i rozgrzewka

Niedziela, 17 czerwca 2012 · dodano: 18.06.2012 | Komentarze 0

Kategoria <10KM, wyjazdowo


Dane wyjazdu:
54.00 km 54.00 km teren
02:19 h 23.31 km/h:
Maks. pr.:40.20 km/h
Temperatura:24.1
HR max:194 ( 97%)
HR avg:172 ( 86%)
Podjazdy:315 m
Kalorie: 942 kcal

Mazovia: Toruń czyli wszystkie kary na mnie idą

Niedziela, 27 maja 2012 · dodano: 28.05.2012 | Komentarze 2

Pobudka 4:40, ale wstałem 10 minut później. Ciężko było się podnieść o takiej nieludzkiej godzinie. Szybki prysznic, śniadanie i o 5:40 widzę się na dole z Grześkiem. Spokojnie pakujemy moje graty do bagażnika i ruszamy w stronę stolicy pierników. Po drodze zatrzymujemy się na stacji na mały żarło i kawkę, bo ja czułem, że zasnę.
W końcu docieramy do Torunia. Chwilę zajmuje nam dotarcie pod Motoarenę. Obiekt bardzo ładny, robi wrażenie, ale nie mieliśmy czasu na podziwianie, bo obydwaj widzieliśmy na żółto, hehe.

Po przywróceniu równowagi, rozejrzeliśmy się po miasteczku zawodów. W drodze do samochodu spotkaliśmy Łukasza z Limbera, wyciągnęliśmy rowery z bagażnika, przebraliśmy się i pojechaliśmy na krótki rekonesans pierwszych kilometrów trasy i małą rozgrzewkę. Słonko mocno dopiekało. więc nie było sensu katować się niepotrzebnie. Po drodze spotykam Arka, jedziemy razem i narzekamy na wszechobecną piaskownicę. Powrót do miasteczka, ostatnie zrzuty niepotrzebnych rzeczy i zostawiłem w torbie fiolkę z Magnezem. Głupiś oj głupiś, przyjdzie mi potem cierpieć za taka nierozwagę.

Na tarczy 10:40 z Grześkiem zbijamy przedstartowe piątki i życzymy sobie nawzajem powodzenia ustawiając się w sektorach. Do głowy przyszło mi poprawić sobie siodło i okazało się że nos był 11 i ruszamy. Początek wąski i nerwowy. Chwilę po starcie łacha piachu, gdzie ludzie się blokują i schodzą z rowerów. Też schodzę, biegnę z rowerem i czuję że wypadł mi multitool z kieszonki. Wracam się po niego.

Większość mi odjeżdża, noga jest drewniana i się nie kręci. Po 10km dopada mnie czoło 3 sektora. No to ładnie sobie myślę. Do dupy z taką jazdą. Nic tam, jadę swoje i niech się dzieje co chce. Na 21 km rozładował mi się Garmin, no żesz w mordę. Za 1 bufetem zaliczyłem OTB, koło mi się zblokowało w dziurze, której nie zauważyłem. Na szczęście lądowanie w piach było miękkie. Chrupał w zębach aż do mety.

Wiedziałem, że będą nękały mnie skurcze, ale nie wiedziałem kiedy to nastąpi. Pierwszy przyszedł około 33km, tak przynajmniej wiem z danych które podawali mi inni zawodnicy. Błędem było zabranie tylko 1 bidonu 0,7l. Lekko się odwodniłem, ale starałem się dojechać na oparach do 2 bufetu, gdzie uzupełniłem płyny i jakby odzyskałem trochę rezon. Potem jechało mi się lepiej, ale na końcowych kilometrach ponownie odezwały się łydki. Na 5km przed metą minąłem Łukasza który zmieniał dętkę w kole. No jak pech to pech, a odsadził mnie prawie na 3 minuty.

Przed metą na tej samej łasze piachu złapał mnie kolejny skurcz w łydkę i starałem się mocno ją naciągnąć, żeby jak najszybciej odpuściło. Udało się. Wpadłem na stadion i wstąpił we mnie szał bitewny, jak najszybciej przelecieć przez kreskę.
Mazovia Toruń © cons - fot. Bogusław Lipowiecki


Na mecie pogaduszki z innymi, w końcu odnalazłem Grześka, który pomylił trasę i na FIT zamiast 29 zrobił 35km. Stracił przez to od cholery czasu. Szkoda bo twierdził, że noga wyjątkowo dobrze mu się kręciła. Przywiózł za to zimne, pyszne browarki :) Gdzieś tam też przewinęła się Che, Marta i parę inny znajomych twarzy.
Rozsiedliśmy się z ArteQiem i innymi kolarzami z Alumexu na trawce i oddaliśmy radości konsumowania złocistego trunku. Potem umyliśmy rowery, poczekaliśmy na tombolę, gdzie zgarnąłem myszkę do kompa. Przy okazji odebrałem bidon za 4 starty w tym sezonie i się zabraliśmy do domu. Powrót spoko, ale wjazd o Warszawy tragiczny.

Ogólnie marudziłem na piach i że be i fe, ale po opadnięciu kurzu mogę powiedzieć że mi się podobało :)

Wyniki:
Mega Open 141/420
Mega M2 31/72

W Generalce wygląda to ino tak:
Główna M2: 54/378 (awans o 8)
Mega M2: 32/232 (awans o 7)

sektor 2 utrzymany

p.s.
dane z tego co garmin zdążył zapisać

Dane wyjazdu:
2.74 km 0.00 km teren
00:08 h 20.55 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:16.3
HR max:181 ( 90%)
HR avg:156 ( 78%)
Podjazdy: 9 m
Kalorie: 118 kcal

Mazovia: Olsztyn (rozgrzewka)

Niedziela, 6 maja 2012 · dodano: 07.05.2012 | Komentarze 0

Długo grzebaliśmy się przy samochodzie i nie starczyło czasu na porządną rozgrzewkę.
Kategoria <10KM, trening, wyjazdowo


Dane wyjazdu:
25.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:38.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:

Rodos

Piątek, 15 lipca 2011 · dodano: 25.07.2011 | Komentarze 0

Z Ialyssos do Rodos i z powrotem. Następnego dnia krótko po Ialyssos.

Rowerek w Ialyssos © cons

Ania na Rodos © cons

My w drodze do Rodos © cons

Nasze stalowe rumaki © cons

Morze Egejskie © cons

Asfalt na Rodos © cons

Stare Miasto w Rodos © cons

Stare Miasto w Rodos © cons

Brama portowa w Rodos © cons


Po drodze minęliśmy parę osób trenujących na szosie. W takich warunkach to przyjemność. Gładki asfalt, pagórkowato, a momentami wręcz górzyście. Problemem jest palące słońce, ale to tylko dodaje smaczku.

Dane wyjazdu:
33.78 km 21.00 km teren
01:25 h 23.84 km/h:
Maks. pr.:41.51 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:336 m
Kalorie: 996 kcal

Fragment maratonu w Szczytnie

Sobota, 25 czerwca 2011 · dodano: 25.06.2011 | Komentarze 1

Przygotowałem rower przed jutrzejszym startem i pojechałem do Szczytna przejechać trasę do Nowych Kiejkut. Droga bardzo przyjemna, częściowo w lesie. Po dzisiejszych opadach deszczu zrobiła się momentami błotna. Nad jeziorem Łęczek widziałem podwójną tęczę, dość rzadkie zjawisko.
Tęcza nad jeziorem Łęczek © cons


Dane wyjazdu:
200.26 km 0.00 km teren
09:38 h 20.79 km/h:
Maks. pr.:52.63 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Z Warszawy na Mazury

Sobota, 21 maja 2011 · dodano: 22.05.2011 | Komentarze 7

Sobota, 3:40 na zegarku. Po około 4 godzinach snu, pobudka i ostatnie przygotowania do drogi. Zjedliśmy z Anią śniadanie i w drogę. Kręcenie zaczęliśmy o 5:30. Początkowo było nawet trochę chłodno, temperatura oscylowała w okolicy 14-15*C. Dojechaliśmy do Mostu Gdańskiego, którym przeskoczyliśmy na drugi brzeg Wisły. Przejechaliśmy przez Bródno do Płochocińskiej i dalej do Nieporętu. Stamtąd do Serocka, gdzie zrobiliśmy "bananowe" zakupy i pierwszy krótki postój.
Pierwszy popas © cons


Chwilę odpoczęliśmy i ruszyliśmy w dalszą drogę. Przez cały Serock i Wierzbicę ciągnął się niesamowity korek samochodowy, spowodowany przez przebudowę skrzyżowania dróg na Pułtusk i Wyszków. Udaliśmy się w kierunku tej pierwszej miejscowości. Droga tam, jest dość wąska, bez fajnego pobocza, momentami lekko dziurawa, a przede wszystkim o dużym natężeniu ruchu pojazdów ciężarowych jadących w stronę Augustowa. Trasę uprzyjemnia pofałdowanie terenu i raz jest w górę, raz jest w dół. Na jednym z tych zjazdów, osiągnęliśmy z Anią nasze Vmax.

W Pułtusku, zrobiliśmy kolejny krótki postój, żeby zjeść coś ciepłego. Padło na znaną nam budkę z zapiekankami. Tym razem jednak wybraliśmy z menu, hamburgera. Średni w smaku, zapiekanki są dużo lepsze. Szybki przelot przez miasteczko i znów wyjazd na drogę. Po kilku kilometrach następuje rozjazd na Augustów i Szczytno, skręcamy na Szczytno. Natężenie ruchu maleje, droga staje się bardziej przyjemna.

W Przemiarowie zatrzymaliśmy się w sklepie. Zakupiliśmy wodę do zrobienia ISO i zjedliśmy po lodzie :) Spotkaliśmy pierwszego milusińskiego na swojej drodze :) Z początku nieufny, potem zaczął się do nas łasić. Nie mogliśmy, zbyt długo się tam zasiedzieć, w końcu mieliśmy jeszcze ponad 130km do zrobienia. Do tego momentu szło nam bardzo dobrze i średnia wynosiła 25,70km/h.
Nowy przyjaciel - kot © cons


W Przemiarowie mieliśmy do wyboru pojechać przez Maków Mazowiecki, albo skręcić na Karniewo. Ta druga droga ma status lokalnej, a nie wojewódzkiej, ruch dużo mniejszy, a ostatnio była remontowana. I to był strzał w 10. Super asfalt, piękne widoki na łąki i pola, które były żółte od rosnącego rzepaku.

W Mosakach-Starej Wsi pękła nam pierwsza stówka.
Pierwsza setka © cons


Wtedy też pojawiły się moje problemy z 4literami, pachwina lekko mi się obtarła i każdy ruch nogą powodował piekący ból. Zagryzłem zęby, talkowałem pampersa i jechałem dalej. Ania też powoli słabła i opuszczały ją siły. Pojawiły się bóle pleców i mrowienie w nadgarstkach. Zjedliśmy po bananie i batonie energetycznym.
W końcu dotarliśmy do Przasnysza, po drodze mijając fabrykę Krossa. W okolicznym parku schroniliśmy się przed piekącym słońcem i zebraliśmy siły na dalszą jazdę, mając na uwadze fakt, że czeka nas podjazd, który dla Ani, która podjeżdżać nie lubi był dość męczący. Smaku całości dodaje lekki wiatr, który przez 90% dotychczasowej trasy wiał nam w twarz i nie zamierzało się to zmienić, aż do końca naszej wyprawy.

Przed Chorzelami zatrzymaliśmy się na obiad w Leśnym Zajeździe. Jedzonko dość tanie, smaczne i fajnie podane. Piwo zimne i krzepiące :)
Obiad w Leśnym Zajeździe © cons


Po obiedzie urządziliśmy krótką siestę.
Poobiednia siesta © cons


Parę kilometrów za Chorzelami przebiega granica województw, nie omieszkaliśmy sobie zrobić z tej okazji zdjęcia. W nogach już mieliśmy około 150-160km. Od Chorzeli do tego miejsca, Ani udało złapać się okazję, czyli jadący traktor, który pociągnął ją przed dobre 3-4km, z prędkością ponad 30km/h. Ja niestety nie załapałem się na podwózkę, bo akurat licznik stracił synchronizację i musiałem go zresetować.
Na granicy województw © cons


Kolejny krótki postój mieliśmy w Wielbarku, gdzie kupiliśmy soki, wodę i czekoladę. Poszukaliśmy jakiegoś przyjemnego miejsca na spożycie zakupionych energetyków ;) Po raz kolejny Ania robiła "koksy" do bidonów.
Ania robi koksy © cons


Tutaj spotkaliśmy drugiego zwierzaczka na naszej drodze, który się z nami chciał zaprzyjaźnić. Siedząc na ławce i wcinając czekoladę podszedł do nasz owczarek, przeskoczył przez płotek i wyrwał sobie sztachetę, którą nam przyniósł i kazał sobie rzucać. Popychał ją nosem i piszczał jak szczeniak. Po rzucie cieszył się i szczekał jak oszalały. Po czym ponownie przynosił ją w zębach.
Przyjaciel numer dwa © cons


Powoli zaczynało się robić coraz chłodniej, ruszyliśmy w dalszą drogę. Do Szczytna zostało nam około 18km, które pokonaliśmy w szybkim tempie. Ania usiadła mi na kole i dzielnie się mnie trzymała. Rzeczą motywującą do szybszej jazdy były gofry, na które zdążyliśmy na 5 minut przed zamknięciem budki, ale niestety już ich nie zjedliśmy. Ponieważ nie było ciasta rozrobionego i Pani się spieszyła, nawet po usłyszeniu dystansu jaki pokonaliśmy, aby je zjeść.
Przy pomocy mieszkańców, znaleźliśmy inne miejsce gdzie dostaliśmy to co chcieliśmy, w dodatku jeszcze gorące, w niższej cenie i dużo bardziej przyjemnej scenerii.

Po ostatnim już na trasie popasie, ruszyliśmy w stronę działki. Zostało nam do przejechania, 10km co dałoby wynik 192km. Musieliśmy, więc dokręcać do pełnej cyfry i celu jaki sobie założyliśmy.

Na działkę dotarliśmy przed godziną 22, tym samym robiąc rodzicom Ani niespodziankę. Tam na nas czekało zimne piwo, coś do jedzenia, a przede wszystkim prysznic i łóżko.

A tak to wygląda na mapie:


Wyprawa udała się w 100% i była na prawdę rewelacyjna. Czas przejazdu zakładałem na 8h, wyszło 1,5h więcej, ale to nic. Najważniejsze, że udało nam się przejechać i jesteśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi.