Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi cons z miasteczka Warszawa. Do tej pory z BS przejechałem 11457.36 kilometrów w tym 1877.18 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.42 km/h i zawsze mogłoby być lepiej ;)
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Popieram

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy cons.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
48.26 km 46.00 km teren
02:10 h 22.27 km/h:
Maks. pr.:40.16 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Mazovia: Legionowo

Niedziela, 15 maja 2011 · dodano: 16.05.2011 | Komentarze 0

Pobudka o 6:45, idę do sklepu po coś na śniadanie, a tutaj ZONK. Sklep od 9. Szybko skierowałem się do Tesco i tam zrobiłem zakupy, tracąc przy okazji pół godziny. W domu szybkie śniadanie, ostatnie sprawdzenie czy wszystko z Anią mamy spakowane. 10 po 8 zapakowaliśmy się do metra i pojechaliśmy na Gdański, żeby zdążyć na pociąg do Legionowa o 9:08, którego nie było. W końcu z Wawy ruszyliśmy o 9:30, do Legionowa dotarliśmy koło 10.

Stamtąd udaliśmy się na miejsce startu, pokręciliśmy się po miasteczku zawodów. Kupiliśmy Ani nowe gripy, jakiś żel, baton. Krótkie spotkania ze znajomymi i trzeba było ustawiać się w sektorach. Pierwszy start w tym sezonie, więc grzebanie się w XI sektorze. Nic tam, mus to mus, nie ma przebacz.

Na starcie nie czułem się najlepiej, tym bardziej że dzień wcześniej troszkę przybrowarzyłem na pożegnaniu kumpla. No cóż, życie. Na domiar złego 5-10 minut przed startem zaczęło już tak w miarę konkretnie padać. Złorzeczyłem trochę na pogodę, ale później okazało się to zbawienne. Trasa zmokła, piachy stały się bardziej przejezdne i nie było tyle kurzu i pyłu.

Początek delikatny, bez szaleństwa. Ruszyliśmy szerokim asfaltem i po około kilometrze wjechaliśmy do lasu, tam tłumnie i ciężko się przeciskać, ale cały czas do przodu i zostawiam kolejnych zawodników za plecami. W zeszłym roku popełniłem błąd w Supraślu i jechałem na "charta", przez co się zajechałem długo przed metą. Teraz postanowiłem nie popełnić tego samego błędu i przeskakiwałem z grupki do grupki, odpoczywając i potem czasami kogoś ciągnąc na kole.

Na 15km złapałem się grupki 3zawodników jadących całkiem słusznym tempem. Postanowiłem przy nich trochę odpocząć, ale na jednym z podjazdów poluzowało mi się siodło i jego nos podniósł się do góry, cisnąc niemiłosiernie. Tam zaliczyłem stratę około półtorej minuty, bo nie mogłem znaleźć optymalnej dla siebie pozycji. Wybiłem się z rytmu i ponownie źle mi się jechało. Wkurzyłem się, zjadłem pół batona i zacząłem powoli odrabiać stratę. Po 5km udało mi się dogonić wyżej wspominaną grupkę i znów usiadłem im na koło.

Na jednym z podjazdów mijaliśmy na oko 50paro letniego gościa, któremu koło poślizgnęło się na korzeniu i przewrócił się centralnie na przednie koło mojego kompana. Obręcz wygięła się w chińskie osiem i dla niego praktycznie skończyło się ściganie. Wyminąłem go i pojechałem dalej.

Na 25km wciągnąłem żel, i cały czas starałem się dokręcać tempo. Na rozjeździe Mega i Giga chodziło mi po głowie czy się nie sprawdzić na dłuższym dystansie, ale ostatecznie stwierdziłem, że szkoda się tak zajeżdżać i skręciłem w stronę mety. Po trasie minąłem kilka osób znanych mi z widzenia. Czułem się coraz lepiej i miałem spore rezerwy sił, większość podjazdów pokonywałem z pedałów, chyba że okoliczności w postaci innych zawodników mnie zmuszały do wypięcia się i wdrapywania pod górę.

Nagle zobaczyłem tabliczkę, że do mety zostało 6km, co zmotywowało mnie do coraz mocniejszego deptania w pedały. Minąłem ze 2-3 grupki i wypadłem na szeroką drogę pełną dziur, optymalny tor jazdy był zajęty, więc trzeba było tracić energię na lot przez dziurska. W pewnym momencie myślałem, już że złapałem snejka, ale to było tylko złudzenie. Dziurawa droga zamieniła się w asfalt, gdzie można było przycisnąć, ale brak hamulców i lekko przysmażone tarcze + wizja szczęki na asfalcie skutecznie przywołały zdroworozsądkowość, szczególnie że poznałem ten fragment trasy z zeszłotygodniowego objazdu. Na końcu krył się ostry skręt w lewo do lasu. Chwilka wspinania się i cudowny kręty singiel ukryty w tunelu z bajecznie zielonej roślinności. Singiel był tym bardziej miodzio, gdyż każdy zakręt posiadał bandę, leciało się jak po sznurku :) Potem nawrotka, znów krótki podjazd, zjazd i wyjazd na asfalt prosto do mety. Tam minąłem grupkę, która chciała mi usiąść na koło, ale udało się urwać.

Na metę wjechałem z czasem 2:10:28. 311 miejsce open i 77 w kat. M2.
Awansowałem do 5 sektora, co mnie cieszy. Z minusów, byłem przygotowany na 55-58km, a na mecie się okazało, że jest 48km, orgowie w ostatniej chwili zmienili dystans. Gdybym o tym wiedział, bym pojechał trochę mocniej :)

Na mecie pogadałem chwilę z Artqiem i Ewą. Potem znalazłem Krzyśka, też chwilę pogadaliśmy. Podjechałem umyć rower, ale nie udało mi się doczekać swojej kolejki, ponieważ Ania też finiszowała, a ja miałem jej ciepłe i suche rzeczy. Poszliśmy się przebrać, umyć rowery, zjeść coś w bufecie i pojechaliśmy do domu.

Po maratonie w Legionowie © foto by ArteQ


Wieczorem uskuteczniliśmy jacuzzi i bicze wodne w ramach odnowy biologicznej :)
Kategoria 31-50km, maraton



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ceobi
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]