Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi cons z miasteczka Warszawa. Do tej pory z BS przejechałem 11457.36 kilometrów w tym 1877.18 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.42 km/h i zawsze mogłoby być lepiej ;)
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Popieram

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy cons.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
56.31 km 44.00 km teren
02:31 h 22.37 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max:198 ( 99%)
HR avg:173 ( 88%)
Podjazdy:514 m
Kalorie: 2349 kcal

Mazovia: Chorzele

Niedziela, 22 kwietnia 2012 · dodano: 23.04.2012 | Komentarze 5

Pobudka 6:20. Szybkie lekkie śniadanie, bułka z pieczonym indykiem, do tego herbata. Zbieranie bambetli, rower pod pachę i wychodzę.
Akurat podjechał Grzesiek (pierwszy w życiu startował w maratonie) i parę minut po 7 ruszamy z Ursynowa w kierunku Chorzeli.
Na trasie widać coraz więcej aut jadących w tym samym celu co my, za Pułtuskiem jedziemy w sznurku 8 aut, wszystkie z rowerami.
Na miejsce docieramy chwilę po 9, wyciągamy rowery z bagażnika, szybki montaż przednich kół, korekcja zacisków przednich hamulców. Przebieramy się, jedziemy na poszukiwanie bankomatu. Do tego zakupy w sklepie na drugie śniadanie jogurt i buła.

Kupujemy jeszcze dopalacze u Nutrenda, krótka rozgrzewka i trzeba ustawiać się w sektorach. Ustawiać się to zbyt dużo powiedziane. Pierwszy start w tym sezonie, czyli XI jest grana. Obok nas stoi też parę osób, które też mają swój pierwszy start. Robimy sobie ostatnie podśmiechujki, przybijamy pionę życząc sobie powodzenia i jazda.

Wypadamy ze stadionu, skręt w lewo na długi asfalt, na którym wieje w mordę. Staram się przeskakiwać od grupki do grupki, przeciskać między ludźmi, byle osłonić się od wiatru. Niestety żeby dobrze pojechać trzeba wyskoczyć na lewo i zmagać się z wiatrem. Zerkam na licznik 48km/h, tętno skacze na 192 bpm. Zwalniam odrobinę, ale zaraz doskakuje do mnie dwóch zawodników i chowają mi się za plecami. Zakręt w lewo, dalej asfalt, lekko pod górę. W końcu wpadamy w teren. W pewnym momencie na środku drogi zator, kałuża i błoto. Panienki zamiast próbować to objechać, przejechać. No cokolwiek to schodzą z rowerów i tak włażą swoimi białymi bucikami w bajoro. Gdzie sens, gdzie logika? Przyblokował mnie jeden taki i żeby nie wylądować cały w błocku, chcąc nie chcąc schodzę z roweru, kląć pod nosem. Na 5 kilometrze pojawia się pierwszy sensowny podjazd i znowu to samo. Chcesz jechać to na środku zsiadają z rowerów i podprowadzają.
Nienawidzę startować z końcowych sektorów.
Jadę swoje i cały czas staram się wyprzedzać. Trasy w lesie wytyczone kapitalnie, są szybkie szutry gdzie leci się pod 40km/h, węższe wilgotne ścieżki gdzie koła zwalniają i kręci się wyraźnie ciężej. Momentami są piachy, ale nie są upierdliwe. No i to na co czekałem i uwielbiam, podjazdy... dużo podjazdów :) W międzyczasie wciągam żel.
Na około 22km dopadam gościa z teamu AirBike'a Siadam na koło, trochę odpoczywam, w końcu wyprzedzam i on siada mi na koło. Ok to wieziemy się razem :)
Wpadamy na bufet, łapię wodę, banana i za bufetem orientuję się że w bidonie pusto. FAK MEN! Czyli przez najbliższe 15km jazda bez popijania, może być ciężko. No nic, za gapowe się płaci. Za pierwszym bufetem zaczyna się interwałowa sekcja i nie ma czasu na odpoczynek. Jedziemy na zmiany, raz ja z przodu raz on. Mijamy kolejnych zawodników i w końcu trafiamy na zabezpieczony taśmami zjazd po skarpie.

Ktoś zerwał taśmę i akurat mi musiała wkręcić się tylną piastę. KURWA!
Ktoś za mną krzyknął, żebym uważał, bo nawet tego nie zauważyłem. Zatrzymałem się, ale nie było gdzie zająć się rowerem. Z jednej strony przepaść, z drugiej skarpa. Gdzieś tam się ukryłem rower do góry kołami i próbujemy wygrzebać cholerstwo. Nie idzie. Ok to odkręcamy koło, też nie idzie wygrzebać z zacisku taśmy. W końcu decyduję się wyciągnąć okładziny, jakimś cudem udaje mi się wygiąć odpowiednio zawleczkę w hamulcach i je wygrzebać. Zdejmuje taśmę ze sprężynki, zakładam szybko okładziny, montuję koło. Sprawdzam czy wszystko jest ok i jadę. Gnam, lecę, pędzę. Zjazd fantastyczny, potem szeroko i staram się nadrobić 8 minut straty jakie tam wyłapałem. Byłem tak zły na całą sytuację, że kręciłem ile fabryka dała. Wpadłem na drugi bufet, złapałem izo, żel i lecę dalej. Zatrzymałem się na chwilę pod koniec strefy bufetowej, żeby przelać powera do bidonu. Jadę do mety, głównie samotnie, na podjazdach znowu wyprzedzam, na płaskim, gdzie się tylko da.

Wypadamy z lasu, ta sama droga co poprzednio tylko w drugą stronę. Trafiam na kałużę, którą już opisywałem i znowu panienki na trasie boją się błotka. Tym razem jadę przez środek i zostawiam kolejnych w tyle.
Znowu asfalt, jadę ile mi sił starcza. Tutaj już trudniej kogoś dogonić, ale się udaje. Skręt w prawo na częściową trasę dystansu Hobby. Wpadam na stadion, tam jeszcze mijam kogoś. Meta.

Czas oficjalny 2:39:40.
mega open 262/393
m2 open 49/59

Awans do 6 sektora.

Wynik nie jest zły, biorąc pod uwagę ile w tym roku mam wyjeżdżone. Jednak nie jestem zadowolony, myślałem że będzie lepiej. Jestem zły na stratę czasową na trasie. No cóż trzeba zacząć trenować i cisnąć :)

Na mecie czekał już na mnie Grek, z piwkiem, a jak. Wlałem je w siebie niczym wodę. Poszedłem po makaron. Potem pakowanie gratów do samochodu, odwiedzanie strefy ciasteczek i czekanie na tombolę. Obydwaj wygraliśmy zestaw serków od sponsora tej edycji, firmy Bel z Chorzeli.

Po losowaniu zawinęliśmy się do domu.

Podsumowując, jestem zadowolony ze startu. Udało mi się namówić Grześka i na prawdę mu się spodobało. W drodze powrotnej zadeklarował się, że jeszcze parę razy weźmie udział, więc będzie z kim jeździć :)
Mam już jakiś pogląd na swoją aktualną formę. Plecy mnie trochę bolały, ale nie ma tragedii, więcej ćwiczeń i będzie dobrze.
Szykuję się na Olsztyn :)

Kategoria 51-80km, maraton



Komentarze
kantele
| 10:52 poniedziałek, 23 kwietnia 2012 | linkuj To, że maruda, nie ulega wątpliwości :D Ale z tym "stary" to przesadzasz ;)
cons
| 09:42 poniedziałek, 23 kwietnia 2012 | linkuj Stary maruda ze mnie :P
kantele
| 09:40 poniedziałek, 23 kwietnia 2012 | linkuj Oj no żartuję przecież, przecież nie ma wymogu, żeby o wszystkich pisać.

Pierwsze spotkanie ze mną: narzekałeś, że pluję :)
Drugie spotkanie: narzekałeś na taśmę w zacisku :)
Trzecie spotkanie: narzekałeś, że przyjechałeś na metę po mnie ;)
;)
cons
| 09:34 poniedziałek, 23 kwietnia 2012 | linkuj A przepraszam. Staram się sobie przypomnieć, ale mam zaćmienia przez zmęczenie. Nie pamiętam gdzie i kogo mijałem na trasie.
Hamulce niestety nie dają mi odpowiedniej kontroli nad rowerem i chyba niedługo trzeba będzie zmienić okładziny.
Na agrafkach musiałem przyhamować i nabiłem sobie siniaka na nerce o wystający z drzewa sęk.
kantele
| 09:18 poniedziałek, 23 kwietnia 2012 | linkuj A o mnie ani słowa, a to brzydal :)
I tak mnie wyprzedziłeś. Naprawdę respect, wykręcić taki czas jadąc z 11 sektora.
Trasa była boska, oby takich więcej. Ten zjazd z agrafkami był wspaniały. Treningi WKK u mnie zaprocentowały, w sumie gdzieś tam na prostym mi się koło ześlizgnęło po zboczu i glebnęłam ale agrafki zrobiłam bezbłędnie :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa yciep
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]