Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi cons z miasteczka Warszawa. Do tej pory z BS przejechałem 11457.36 kilometrów w tym 1877.18 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.42 km/h i zawsze mogłoby być lepiej ;)
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Popieram

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy cons.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
27.70 km 1.00 km teren
01:30 h 18.47 km/h:
Maks. pr.:61.40 km/h
Temperatura:28.9
HR max:197 ( 98%)
HR avg:124 ( 62%)
Podjazdy:108 m
Kalorie: 837 kcal

Święto Wisły dzień (jak codzień) drugi

Niedziela, 20 maja 2012 · dodano: 25.05.2012 | Komentarze 0

Celebrowania upływającej wody w rzece dzień drugi i równie zajebisty jak pierwszy.
Tym razem ruszamy z Agnieszką i na miejsce dojeżdżamy na trochę przed startem duathlon. Wczoraj Cezary rzucił nam wyzwanie i je podjęliśmy. A co? Zabawa to zabawa. W sumie wystartowały 4 osoby.
Na pierwszy rzut kajaki.
Kajaki © cons - fot. Zbyszek Kowalski

Czeci Czeci gonić gonić © cons - fot. Zbyszek Kowaslki

Banan na ryju jest. © cons - fot. Zbyszek Kowalski


A potem były rowerki.
I finisz na jowejku © cons - fot. Zbyszek Kowalski


I na mecie pamiątkowe foty.
Jest moc. ;) © cons - fot. Zbyszek Kowalski

W pełnym składzie © cons - fot. Zbyszek Kowalski


Po zabawie przyszedł czas na oblewanie pudła ;) Z browarkami rozłożyliśmy się na bulwarze i leniwie obserwowaliśmy coś się na wodzie dzieje. Jakiś czas później dotarła do nas MOnika i Samolot. Spotkaliśmy też Lusi z Bamem. Potem udaliśmy się na Plac Zabaw i tam się rozdzieliliśmy.
Pomknąłem w stronę domu.
Kategoria 10-30km, spontan


Dane wyjazdu:
38.94 km 0.00 km teren
01:43 h 22.68 km/h:
Maks. pr.:57.30 km/h
Temperatura:24.2
HR max:195 ( 97%)
HR avg:139 ( 69%)
Podjazdy:158 m
Kalorie: 1108 kcal

Święto Wisły

Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 24.05.2012 | Komentarze 0

Z Grekiem wybraliśmy się na miasto w poszukiwaniu licznych eventów. Nad Wisłą - Święto Wisły, na pl. Konstytucji - O Holender, na Muranowie - święto związane ze sportem i mniejszością żydowską.
Generalnie wszędzie było coś ciekawego, najnudniejszy wydał się pl. Konstytucji.
Nad naszym lokalnym ściekiem (niestety) pełen czylałt! Piwko, dużo ciekawych stoisk i atrakcji. Kajaczki, skutery, łódki, stateczki, rowery na orientację. Mnogość atrakcji. Pogadaliśmy sobie z Czarkiem Zamaną, strzeliliśmy piwko na bulwarze. Pełen luzik.
Święto Wisły © cons

Święto Wisły © cons
Święto Wisły © cons


Takie rzeczy powinny dziać się przez cały sezon, a nie tylko raz w roku.
Kategoria 31-50km, spontan


Dane wyjazdu:
55.98 km 53.00 km teren
02:11 h 25.64 km/h:
Maks. pr.:46.40 km/h
Temperatura:11.3
HR max:199 (100%)
HR avg:175 ( 87%)
Podjazdy:133 m
Kalorie: 2158 kcal

Mazovia: Legionowo

Niedziela, 13 maja 2012 · dodano: 14.05.2012 | Komentarze 2

Trzeci start w tym sezonie, tym razem pod nosem czyli w Legionowie. Po roszadach, błędach i zamieszaniach Cezarego wylądowałem po Olsztynie w 2 sektorze. No to będzie pogoń za króliczkiem sobie rozmyślałem.

Trasę mniej więcej znałem z zeszłego roku, wiedziałem że będzie szybko, płasko i niebezpiecznie. W dodatku popadało odrobinę co tylko przyśpieszyło trasę wytyczoną w chotomowskim lesie. Dzień przed złapał mnie nerw przedstartowy i gonitwa myśli w mojej pustej łepetynie. Spalara mode on.

Rano wstałem, zjadłem lekkie śniadanie, dopakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i o 8:30 ruszyliśmy z Grześkiem do Legionowa. Chwilę po 9 byliśmy na miejscu, ze znalezieniem miejsca parkingowego zerowe problemy. Chwilę za nami zaczął się robić tłum do wjazdu na rzeczony parking. Bez stresu wypakowaliśmy rowery z bagażnika i ... o kurwa ale ziiiiiiiiiiimno. I jak tutaj się ubrać, na krótko czy dołożyć nogawki/rękawki? Jak żyć panie premierze?

Po opierunku nas samych ruszamy w poszukiwaniu dziury w ścianie vel. bankomatu. W między czasie dzwoni Windows, że też dotarł i zaparkował niedaleko sektorów startowych. Swoją drogą ten to ma zdrowie, wczoraj startował w Wieluniu, a dziś jechał w Legionowie. Po wizycie przy ścianie płaczu pojechaliśmy do miasteczka zakupić koksy w tubce, znaleźć Adama i ogólnie pokręcić się po terenie.
Przy okazji spotykam Arka, chwilkę gadamy i życzymy sobie powodzenia.
Grzesiek musiał coś tam załatwić, a ja z Winim pojechaliśmy się lekko rozgrzać. Przy okazji zostawiłem u niego w samochodzie nogawki, bo postanowiłem jechać bez nich. W ramach rozgrzewki przejechaliśmy początkowy i końcowy fragment trasy. Zostało 10 minut do startu.

Ustawiłem się w sektorze, gdzie spotkałem Łukasza z drużyny Limber. Poznaliśmy się w Chorzelach, a przez forum rzucił mi zapytanie czy się nie porywalizujemy w Legionowie. Chwilę rozmowy, ostatnie rozgrzewki stygnących mięśni. Ostatnie słowa powodzenia i leci pierwszy sektor. Nie zdążyłem się obejrzeć i już trzeba było ruszać. Fajne uczucie jedziesz, kiedy jeszcze cała rzesza osób za tobą stoi i czeka na swoją kolej.

Początkowo trasa wiodła szeroką drogą z kostki, tempo wysokie, już się tak nie wyprzedza jak w dalszych sektorach, to inna liga. Trzymam się lewej strony, która jest mniej dziurawa i nie wybija tak z rytmu. Po około 600m skręt w prawo o 90* i jazda po szutrowej, maksymalnie dziurawej drodze. Mijamy już zawodników, którzy złapali pierwsze kichy. Oj ten maraton zbierze swoje żniwo, pomyślałem sobie. Niewiele się pomyliłem, na forum pełno jest wpisów o zerwanych łańcuchach, uszkodzonych oponach, przebitych dętkach.

W połowie 2km moje wpadłem w dziurę, dupskiem przywaliłem o siodło i [trach], zacząłem ześlizgiwać się na tylną oponę. Przejechałem jeszcze ze 200m, żeby móc bezpiecznie zjechać z trasy i poprawić defekt. W tym czasie odjechał mi cały sektor. Całe szczęście nikt z 3 jeszcze się nie pojawił, więc zacząłem gonić resztę i powoli odrabiać stratę.
Udało mi się w końcu dojść do Łukasza, odpocząłem za jego plecami i zdecydowałem się zaatakować. Rywal nie pozwolił mi odjechać. W pewnym momencie kolana miałem już pod brodą, czułem że długo tak nie pociągnę, a dyskomfort stał się nie do zniesienia. Zjechałem na zakręcie w bezpieczną strefę i poprawiłem sztycę. W tym czasie dogonił nas czub 3 sektora w którym jechał Arek. Zapytał czy wszystko ok, na co odpowiedziałem twierdząco i pojechał swojego "babskiego" FITa.

Potem ciężko było mi się wkręcić w odpowiedni rytm jazdy, męczyłem się na tych cholernych wertepach i połamanych gałęziach z dobre kilka kilometrów. Ciężko było sięgnąć po bidon, nie wspominając o łyknięciu żelu. Plecy bolały, a nadgarstki drętwiały, po głowie krążyły mi myśli czy nie zjechać na 1 rundzie do mety i zaliczyć FIT. Dopiero na 20km udało się wziąć żel i powoli zacząłem odzyskiwać siły. Na rozjeździe skręciłem w lewo na 2 rundę czyli dystans MEGA. W końcu doszedłem Łukasza, który na twarzy miał wymalowane zmęczenie. Kilkoma okrzykami zmotywowałem go do szybszej jazdy, ale na nie wiele się to zdało. Wyprzedziłem liczną grupkę zawodników i dalej jechałem swoje.

Przez cały czas doskwierał mi nacisk siodła na miejsce gdzie siodło może cisnąć. W paru momentach łapałem się grupek, ale ciężko było wyprzedzać. Za mało miejsc gdzie można było to bezpiecznie zrobić. W końcu dojechałem do rozjazdu GIGA/META. Zapytałem się laski z obsługi ile jeszcze, bo nie wydawało mi się, aby zostało jeszcze 10km. W odpowiedzi usłyszałem 5km. Szybko sięgnąłem po hiper-turbo dopałkę, żeby mieć siły na finisz.

Doszedłem kolejnej grupki, chciałem wyprzedzić i na prostej drodze z minimalnym uskokiem przednia opona straciła przyczepność. Oj gryzłem glebę. Na szczęście nic poważnego mi się nie stało. Teraz, dzień po kiedy to piszę nie mogę unieść lewej ręki powyżej ramienia. Kiedy się zbierałem minęła mnie grupka, która rzuciła tylko "zabieraj rower", bez pytania czy może mi nie pomóc. Frajery!!!

Rzuciłem się za nimi w pogoń, dogoniłem i wyprzedziłem. Mimo bólu. Wkurwienie na całą sytuację wzięło górę. Potem wpadało się na wertepy, kolejne tego dnia. Doły wypełnione gruzem to w tamtej okolicy standard. Na koniec był wjazd do lasku, gdzie jest ukryty rewelacyjny singiel. Tutaj przyblokował mnie młodziaszek z FITa, który wywołał banana na mojej gębie. "Chętnie bym pana puścił, ale... nie ma miejsca". Powiedziałem, że sobie poradzę i jak wyjechaliśmy z singla to bezpiecznie go wyprzedziłem. Na koniec była długa prosta, po której startowaliśmy. W oddali majaczył mi zawodnik, postanowiłem go dogonić. Ostatecznie się udało, ale nie wiem kto finalnie był pierwszy na mecie.

Po wyścigu na mecie czekali na mnie: Aneczka (która się przeziębiła i teraz muszę się nią opiekować :), KTMka, Anka W, Maciek, Grek. Ten ostatni miał już dla mnie przygotowane piwko. Udałem się wcześniej do punktu medycznego, żeby mnie sprawdzili czy wszystko ze mną jest ok. Wszystko jest ok. Panie ratowniczki zmroziły mi bark, kolano i plecy. Zjadłem makaron, pojechałem do samochodu zmienić ciuchy, po drodze spotykając Martę i Krzycha. W miasteczku spotkałem jeszcze Gośkę. Poczekaliśmy na ostateczne dekoracje zawodników. Nasi kibice zebrali się w stronę domów, bo zimno i niepewna aura nie zachęcały do pozostawania w Legionowie. Na tomboli wygrałem parę dopalaczy od Nutrenda.
W drodze powrotnej z Grekiem zahaczyliśmy jeszcze o MakSraka.

Wyniki Mega:
Open: 130/492
M2: 31/88

Klasyfikacja generalna:
Główna M2: 66/343 (awans o 20 oczek)
Mega M2: 39/208 (nie pamiętam ile)

Sektor 2 utrzymany.

Kategoria 51-80km, maraton


Dane wyjazdu:
3.40 km 1.00 km teren
00:11 h 18.55 km/h:
Maks. pr.:30.70 km/h
Temperatura:14.9
HR max:188 ( 94%)
HR avg:158 ( 79%)
Podjazdy: 6 m
Kalorie: 157 kcal

Mazovia: Legionowo (rozgrzewka)

Niedziela, 13 maja 2012 · dodano: 14.05.2012 | Komentarze 0

Krótka rozgrzewka z Windowsem.
Objazd początku i końcówki trasy.
Kategoria <10KM


Dane wyjazdu:
116.02 km 9.00 km teren
04:20 h 26.77 km/h:
Maks. pr.:50.30 km/h
Temperatura:23.3
HR max:197 ( 98%)
HR avg:152 ( 76%)
Podjazdy:354 m
Kalorie: 3009 kcal

Robo i trening na Bielanach

Czwartek, 10 maja 2012 · dodano: 12.05.2012 | Komentarze 3

Rano wybrałem się standardową drogą do pracy. Dojechałem tam po jakichś 35minutach, jak zwykle słuchając Rannego Kakao w Roxy.

Po skończeniu dłubaniny w uranie pojechałem na Gibalak po ośkę do Ani drugiego roweru. Podrzuciłem nowy zakup do chłopaków na Karolkową, gdzie sam chwilę pogmerałem przy strzelającej sztycy (dalej strzela, jebana).

Na 18 byłem ustawiony na rogu Klaudyny i Podleśnej na trening z ludkami z forum Mazovii. Parę minut po rzeczonej godzinie ruszyliśmy ostrym tempem przez lasek na jego drugą stronę, czyli tereny dawnego fortu Bielany, gdzie poprowadzona została pętla w terenie. Przy okazji zobaczyłem, że przez wiele wiele lat pod nosem miałem zajebiaszczy teren do trenowania i z tego nie korzystałem. SUCKER!

W terenie zaczęło coś mi metalicznie pykać, okazało się że to szprychy miały już serdecznie dość mojej ciężkiej dupy i postanowiły się zluzować ociupinkę. Po skończonej sesji terenowej przyszła czas na szosę. Udaliśmy się grupą w stronę Czosnowa, na Rolniczej szło mocne tempo oscylujące w okolicy 36-42km/h. Jadąc po zmianach fajnie ćwiczy się technikę jazdy na kole, mocne akcenty wyzwalają tony endorfin.
Po dojechaniu do Czosnowa przeskoczyliśmy na drugą stronę krajowej "siódemki" i tam już bardziej lajtowym tempem zrobiliśmy rozjazd w stronę Wawy.
Na Wólce zakończyliśmy i każdy pojechał w swoją stronę. Ja z jeszcze jednym gostkiem, którego imienia nie pamiętam ale jeździliśmy razem już w treningach PnR na Kabatach, w stronę Ursynowa. Razem doturlaliśmy się do Mostu Świętokrzyskiego i tam się odłączył, a ja wrzuciłem sobie muzyczkę w uszy i poturlałem się do domu.
Kategoria 101-140km, praca, trening


Dane wyjazdu:
18.99 km 1.79 km teren
00:46 h 24.77 km/h:
Maks. pr.:35.30 km/h
Temperatura:11.9
HR max:149 ( 74%)
HR avg:129 ( 64%)
Podjazdy: 61 m
Kalorie: 466 kcal

Regeneracja

Poniedziałek, 7 maja 2012 · dodano: 09.05.2012 | Komentarze 0

Wybyłem zrobić rozjazd po Olsztynie. Ania miała do odebrania kartę Multisporta, więc podjechałem najpierw do niej do pracy. Wziąłem hajs do zapłaty za ww. i pojechałem po odbiór.

W międzyczasie zrodził mi się plan pojechania do Piaseczna i powrotu przez Konstancin. Z planu wyszła dupa, po drodze zjechałem do MBike'a przy Puławskiej, gdzie pracuje moja bratowa. Tam spotkałem brata i się zagadaliśmy.
Zrobiło się dość późno, a ja stałem się głodny. Wróciłem na szybko przez las i tak o to dupa.
W lesie pełno błota, rower się ujebał i teraz poleciał na serwis. Jemu też się należy :)
Kategoria 10-30km, trening


Dane wyjazdu:
64.00 km 56.00 km teren
02:41 h 23.85 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura:11.9
HR max:191 ( 95%)
HR avg:170 ( 85%)
Podjazdy:600 m
Kalorie: 2423 kcal

Mazovia: Olsztyn

Niedziela, 6 maja 2012 · dodano: 07.05.2012 | Komentarze 8

Zeszłoroczna edycja maratonu w Olsztynie niesamowicie przypadła mi do gustu. W tym roku start i trasa wyścigu zostały całkowicie zmienione. Na forum zapowiadali 600m przewyższenia na 59km trasy. Brzmi to apetycznie, więc tym bardziej wyczekiwałem tego startu.

Na maraton pojechałem z Adamem. Ja chciałem jechać w niedzielę rano, ale kumpel przekonał mnie, żeby jechać w sobotę po południu i się gdzieś przekimać. Nocleg załatwiłem na działce u rodziców Ani, więc do Olsztyna mieliśmy raptem 50km.

W Sobotę zjechaliśmy na miejsce około godziny 20. Wypakowaliśmy część gratów, zasiedliśmy do kolacji z rodzicami. Wypiliśmy kilka piwek i trzeba było kłaść się spać.

Pobudka o 7:30 sama z siebie, jest czymś przyjemnym w porównaniu ze zrywaniem się o 5 rano, jak w zeszłym roku. Zjedliśmy śniadanie, zapakowaliśmy graty. Pożegnaliśmy się i w drogę.

W Olsztynie zameldowaliśmy się przed 9 rano, sporo czasu zajęło nam znalezienie miejsca parkingowego. Zdjęliśmy rowery i ruszyliśmy do biura zawodów, potwierdzić start. Krótka gadka z Che, żółwik na szczęście. Szybkie zakupy w Nutrendzie, wizyta w Tojce i wracamy do samochodu szykować się do startu. W sumie grzebanie zajęło nam dłużej niż planowaliśmy i zostało mało czasu na rozgrzewkę.

Na 10 minut przed startem ustawiamy się w sektorach. Ja początkowo ustawiłem się w 7, ale nie widząc nigdzie Marty kontrolnie zapytałem się, gdzie się znajduję. Upss, źle. Idziemy do przodu, a tam ścisk. Dobra jakoś damy radę ;) Przybijam żółwika z Martą i ustawiam się z tyłu sektora.

Rusza 1 sektor, rusza 2 sektor i zaczęło lać. No to ładnie nam się maraton zapowiada. W końcu pan Jurek startuje mój sektor, początek ciasny. Wyjazd z terenu szkoły, potem krótko ulicami miasta, stawka się rozciąga. Deszcz przestaje przeszkadzać, ale jest chłodno. Dochodzę Marty i mówię, żeby złapała się koła i się zrywamy, bo ciągnęła pociąg samych dżentelmenów, którzy zamiast pracować pod wiatr, wolą się schować za dziewczyną.
Mazovia Olsztyn © cons

Marta podchwytuje hasło i leci za mną. Niestety podczas wrzucania blatu łańcuch zleciał jej na zewnątrz korby. Potem wjeżdżamy w drogę gruntową, gdzie jest sporo dołów i gruzu.

Wiele z trasy nie pamiętam, dojeżdżam z grupką do premii AutoLand a tam cudowny spacerek pod górę nam zafundowali. Zeskakuję z roweru i biegnę do góry. Za premią znowu nie wiele pamiętam, kolejny fragment to lekko techniczny podjazd w lesie.
Sporo wertepów, leśnych szerokich duktów i ... piachu, którego rzekomo miało nie być. Nie pamiętam na których kilometrach brałem żele, ale cały maraton miałem siłę.

Mazovia Olsztyn © cons

Za drugim bufetem doganiam lokalnego zawodnika, chwalę za brukowy podjazd na trasie i ogólnie mówię, że fajnie, ale już blisko do mety. Licznik wskazywał mi około 49km, a meta miała być na 59. Gość trochę mnie zbił z tropu, bo stwierdził, że do mety jeszcze daleko, bo bufet miał być na 41. Urwałem się w końcu z tego towarzystwa i dalej zmierzałem w kierunku mety. Momentami łapałem się na koło, chwilę odpoczywałem, starałem się dać zmianę i do mety do mety do mety. Plecy doskwierały mi praktycznie od początku, do tego doszły po około 20km nadgarstki.

W pewnym momencie patrzę będzie podjazd, po raz drugi przez premię Auto Landu, tym razem od drugiej strony. Na podjeździe wyprzedzam 3 zawodników i fartem unikam OTB. Gość na prośbę zrobienia miejsca, odburknął że nie ma miejsca i dalej sapał jak lokomotywa. Próbując wyprzedzić środkiem ścieżki, miedzy nim i jeszcze jedną osobą cudem unikam dwóch dziur ukrytych w trawie.

Zjazd z tej ściany rewelacyjny, niestety za nim był od razu skręt w prawo. Trochę szkoda, bo chętnie puściłbym się tam bez hamulców. Jadę dalej z godnie z oznaczeniami, trasa wiodła tym samym szlakiem tylko w drugą stronę. Wyjechałem z lasu, a tam oznaczenie 8km do mety. No żesz w mordę. Ja już dawno wciągnąłem turbo-hiper-dopalacza, 56km w nogach, zaraz miał być finisz, a oni robią mi takie niespodzianki. No nic, cisnę ile mogę. Dochodzę kolejnych zawodników, co na otwartej przestrzeni z wmordewindem nie jest fajne i łatwe.

Znowu wjeżdżamy do lasu, jakieś zjazdy, jeden zajebisty po korzeniach. Potem podjazd, gość mnie przyblokował i musiałem znowu dawać z buta. Wrrr... Wbiegłem z nim siadam na rower, lecę. Wyprzedziłem, i za chwilę patrzę wpadamy przez wyłom w siatce na metę. Zero jakiegoś finiszu.
Mazovia Olsztyn 2012 © cons

Patrzę na czas w liczniku 2:41:14.

Na mecie spotykam znajomą Grześka, którą poznałem w Chorzelach, chwilkę rozmawiamy. Jest zimno, 10*C. Rozglądam się za Adamem, ale go nigdzie nie widzę. W końcu się znaleźliśmy, wziąłem kluczyki do auta, pojechałem się przebrać, a on miał mi wziąć makaron. W między czasie dostaję wyniki:

Mega
Open 155
M2 33
Czas 2:41:11

Czas zwycięzcy 2:13;49.

Wyniki sprawdza też Adam, on ma sporo lepiej, ale czas zwycięzcy się różni o prawie 2 minuty. WTF?

Zawijamy graty i spadamy do domu, żeby uniknąć potem stania w korkach na krajowej siódemce.

Po powrocie do domu, wyczytałem na forum, że czub Mega się pogubił, wygrał kto inny, po czym oni złożyli protest i Zamana odjął im 1,5 minuty od uzyskanego czasu.

Ludzie ścigamy się o złote kierpce, a nie tysiące eurasów. Czy ja składałem protest jak w Chorzelach straciłem 8 minut bo ktoś zerwał taśmę, która się wkręciła w zacisk? Nie. Raz się wygrywa, raz się przegrywa.

Wczoraj w Cyklopedii awansowałem do 3 sektora, dziś po rewizji wyników oficjalnie mogę napisać:

Awans do 2 sektora (z którego pewnie spadnę w Legionowie ;))
Open 156/404
M2 33/66

Klasyfikacja generalna:
Główna M2: 86/289
Mega M2: 62/179
Kategoria 51-80km, maraton


Dane wyjazdu:
2.74 km 0.00 km teren
00:08 h 20.55 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:16.3
HR max:181 ( 90%)
HR avg:156 ( 78%)
Podjazdy: 9 m
Kalorie: 118 kcal

Mazovia: Olsztyn (rozgrzewka)

Niedziela, 6 maja 2012 · dodano: 07.05.2012 | Komentarze 0

Długo grzebaliśmy się przy samochodzie i nie starczyło czasu na porządną rozgrzewkę.
Kategoria <10KM, trening, wyjazdowo


Dane wyjazdu:
10.99 km 2.50 km teren
00:33 h 19.98 km/h:
Maks. pr.:32.10 km/h
Temperatura:25.8
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 23 m
Kalorie: 307 kcal

Powsin

Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 07.05.2012 | Komentarze 0

Rekreacyjnie pojechaliśmy na polankę, pograć w badmintona. Napić się piwka i poleżeć na kocu :)
Kategoria 10-30km, spontan


Dane wyjazdu:
68.00 km 53.00 km teren
03:10 h 21.47 km/h:
Maks. pr.:35.10 km/h
Temperatura:23.5
HR max:191 ( 95%)
HR avg:158 ( 79%)
Podjazdy:164 m
Kalorie: 2532 kcal

Roztoka przez Krainę Wiecznej Wilgoci

Piątek, 4 maja 2012 · dodano: 07.05.2012 | Komentarze 2

Majówka srówka, 6 dni wolnego pod rząd a ja dopiero dziś usiadłem na rower. :)
Fakt faktem byliśmy na działce u Gosi gdzieś pod Wyszkowem, a potem spontanicznie pojechaliśmy do nas na Mazury. Wczoraj wieczorem wróciliśmy i dziś musiałem odstawić autko do rodziców na Bielany.

Ania w pracy, to dzień wolny. Zapakowałem rower do bagażnika i ruszyłem.
W domu chwilę pogadałem z babcią i poleciałem do Kampinosu.
Ciemne chmury szły od strony Puszczy, ale liczyłem na to że zdążę przed zapowiadanym deszczem i zdążyłem.

Przeskoczyłem przez lasek na Chomiczówce, żeby się nie przepychać z samochodami i potem już szybciutko pomknąłem do Kampinosu. Początkowo trzymałem się zielonego szlaku rowerowego, który jednak tak kluczy i bez sensu prowadzi nie tam gdzie chciałem jechać. W Lipkowie minimalnie się pogubiłem i zacząłem szukać prawidłowej ścieżki. W końcu znalazłem niebieski szlak i jego się trzymałem do Zaborowa Leśnego. Tam skręciłem na zielony szlak, który nigdy nie wysycha i w paru miejscach musiałem skakać po drzewach. Udało się to suchą stopą :) Kraina Wiecznej Wilgoci :)
W końcu dotarłem do Roztoki, gdzie zrobiłem mały postój i wciągnąłem małe co nie co :)

Z Roztoki wróciłem trzymając się czerwonego szlaku, który totalnie wymiata. Przez większą część wiedzie singlem, korzenie, góra-dół-góra-dół, morda się cieszy :) Jedynie epizodycznie pojawiał się irytujący piach, ale zazwyczaj można było ominąć to ścieżką wijącą się gdzieś z boku :)

Zaliczyłem też Tygrysią górkę, dojechałem do cmentarza w Palmirach i dalej jadąc czerwonym zmagałem się z piachem. Potem zrobiło się trochę lepiej i jazda była dużo przyjemniejsza :) Pojawiła się interwałowa sekcja przed Mogilnym Mostkiem, którą uwielbiam jeździć :) Parę kilometrów za mostkiem jest przejazd groblą, która jest najeżona dziurami, korzeniami i błotem. Musiałem zachować koncentrację, żeby się nie zmoczyć w tej brei.

Dopadło mnie zmęczenie, zatrzymałem się na chwilę na rozjeździe czerwonego i zielonego szlaku. Czerwonym dojechałbym do szpitala w Dziekanowie, nie chciałem jeszcze wyjeżdżać z lasu.