Info
Ten blog rowerowy prowadzi cons z miasteczka Warszawa. Do tej pory z BS przejechałem 11457.36 kilometrów w tym 1877.18 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.42 km/h i zawsze mogłoby być lepiej ;)Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Listopad1 - 0
- 2013, Październik6 - 0
- 2013, Wrzesień12 - 0
- 2013, Sierpień9 - 0
- 2013, Lipiec18 - 0
- 2013, Czerwiec7 - 0
- 2013, Maj16 - 0
- 2013, Kwiecień14 - 0
- 2013, Marzec2 - 0
- 2012, Grudzień2 - 3
- 2012, Listopad2 - 0
- 2012, Październik4 - 3
- 2012, Wrzesień6 - 8
- 2012, Sierpień17 - 2
- 2012, Lipiec8 - 2
- 2012, Czerwiec11 - 8
- 2012, Maj15 - 17
- 2012, Kwiecień18 - 10
- 2012, Marzec9 - 0
- 2011, Wrzesień5 - 0
- 2011, Sierpień8 - 3
- 2011, Lipiec8 - 1
- 2011, Czerwiec36 - 19
- 2011, Maj37 - 19
- 2011, Kwiecień10 - 0
- 2011, Marzec3 - 0
- 2011, Luty3 - 0
- 2010, Grudzień1 - 0
- 2010, Październik3 - 0
- 2010, Sierpień5 - 0
- 2010, Lipiec5 - 0
- 2010, Czerwiec7 - 0
- 2010, Maj6 - 0
- 2010, Kwiecień9 - 0
- 2010, Marzec1 - 0
- 2009, Październik5 - 0
- 2009, Wrzesień20 - 9
- 2009, Sierpień5 - 0
- 2008, Styczeń1 - 2
Dane wyjazdu:
50.43 km
48.00 km teren
02:17 h
22.09 km/h:
Maks. pr.:45.10 km/h
Temperatura:32.7
HR max:192 ( 96%)
HR avg:173 ( 86%)
Podjazdy:168 m
Kalorie: 2144 kcal
Rower:Gary Fisher Big Sur
Mazovia: Kozienice
Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 19.07.2012 | Komentarze 2
Gorąc na starcie. Duchota w lesie. Trasa płaska i niewymagająca. Mimo wszystko umierałem. Na 50km przebiłem dętkę, ktoś rzucił mi zapas i pompkę. Niestety na zawór samochodowy. Potem dostałem dętkę na prestę, ale pompka okazała się tylko na samochodowy. Na bufecie nie mieli pompki. Koniec końców do mety miałem 18km. Od bufetu na start inną drogą było 12km, ale w lesie były takie muchy, gzy i komary że nie dało rady iść. Ponad 2h czekałem aż obsługa zwinie bufety i mnie zabierze ze sobą do miasteczka.Maratonu oczywiście nie ukończyłem.
Dane wyjazdu:
67.84 km
0.00 km teren
02:43 h
24.97 km/h:
Maks. pr.:66.10 km/h
Temperatura:27.6
HR max:189 ( 94%)
HR avg:146 ( 73%)
Podjazdy:221 m
Kalorie: 1770 kcal
Rower:Gary Fisher Big Sur
Za kaskiem
Piątek, 6 lipca 2012 · dodano: 19.07.2012 | Komentarze 0
Pojechałem do pracy, a w drodze powrotnej odwiedziłem wkręconych na Zaciszu zobaczyć jakie mają kaski w ofercie. Niestety mój Spec jest pęknięty :(Dane wyjazdu:
23.45 km
0.00 km teren
01:23 h
16.95 km/h:
Maks. pr.:38.10 km/h
Temperatura:26.4
HR max:156 ( 78%)
HR avg:105 ( 52%)
Podjazdy: 38 m
Kalorie: 418 kcal
Rower:Gary Fisher Big Sur
Lajcik po okolicy
Czwartek, 5 lipca 2012 · dodano: 19.07.2012 | Komentarze 0
Z Anią wybraliśmy się na leniwą wycieczkę pod okolicy. Pojechaliśmy na Wał i potoczyliśmy się w stronę Mostu siekierkowskiego.Dane wyjazdu:
20.28 km
10.00 km teren
01:31 h
13.37 km/h:
Maks. pr.:42.90 km/h
Temperatura:26.7
HR max:197 ( 98%)
HR avg:153 ( 76%)
Podjazdy:204 m
Kalorie: 1100 kcal
Rower:Gary Fisher Big Sur
Otwarty Trening WKK
Środa, 4 lipca 2012 · dodano: 19.07.2012 | Komentarze 0
Błażeja nie było, trening poprowadził Michał. Jeździliśmy po Skarpie Ursynowskiej i terenie SGGW.Dane wyjazdu:
91.50 km
0.00 km teren
07:05 h
12.92 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
Temperatura:31.1
HR max:189 ( 94%)
HR avg:130 ( 65%)
Podjazdy:1411 m
Kalorie: 1450 kcal
Rower:Gary Fisher Big Sur
Nad Solinę
Piątek, 29 czerwca 2012 · dodano: 19.07.2012 | Komentarze 0
Tym razem zabrałem Anię na zaporę w Solinie. Po drodze trochę zbłądziliśmy i dołożyliśmy kilka kilometrów i zobaczyliśmy inną zaporę - w Myczkowcach.Jezioro Myczkowieckie© cons
Mały ruch na drodze i gładki asfalt pozwolił porobić trochę słit foci.
Żemua© cons
Zjazdy też były fajne :)
Ziuuuu© cons
W końcu udało nam się dotrzeć na miejsce.
Zapora w Solinie© cons
Na miejscu zjedliśmy obiad, zrobiliśmy sobie odpoczynek i zebraliśmy się w drogę powrotną.
Padł mi Garmin i musiałem posiłkować się Endomondo w telefonie.
Dane wyjazdu:
40.09 km
8.68 km teren
02:54 h
13.82 km/h:
Maks. pr.:61.80 km/h
Temperatura:19.1
HR max:174 ( 87%)
HR avg:120 ( 60%)
Podjazdy:786 m
Kalorie: 1378 kcal
Rower:Gary Fisher Big Sur
Najdłuższe serpentyny w Polsce
Wtorek, 26 czerwca 2012 · dodano: 12.07.2012 | Komentarze 4
Wybraliśmy się w drugą stronę czerwonego szlaku, w kierunku Tyrawy Wołoskiej.Początkowo szlak po wczorajszych opadach jest praktycznie nieprzejezdny. Nasze opony zbierają tony błota i słabo się z niego czyszczą. Dużo dreptaliśmy pod górę, bo większość prób podjechania kończyło się uślizgiem koła i zrzuceniem z roweru.
W pewnym momencie dotarliśmy do rozjazdu szlaków, ja chciałem jechać niebieskim, żeby dotrzeć do wsi Siemuszowa. Był to zły pomysł, bo wpadliśmy w zarośnięty szlak, pełen pokrzyw. Szybki odwrót i kontynuacja wycieczki czerwonym szlakiem.
Jazda w błocie męczy© cons
Czerwony szlak PTTK na Słonnej© cons
W końcu wyjechaliśmy na asfalt, w sam środek najdłuższych serpentyn w naszym kraju. Po drodze zrobiliśmy kilka fotek, bo widoki były niesamowite.
Panorama Gór Słonnych© cons
Różnica poziomów to około 300m. W prawym górnym rogu to wciąż ta sama droga :)
Serpentyny© cons
Zjazd był bardzo fajny, ale nie rozpędzaliśmy się zbytnio. 35-45km to był maks. Za zakrętami nic nie było widać, a samochody nie jeździły pod górę za wolno i mocno ścinały zakręty.
Czasami z góry, czasami pod górę© cons
Trzeba było wracać do domu, ale najpierw należy pokonać kilka zmarszczek na drodze i poszukać jakieś dobrej pizzy.
Po przedłużających się poszukiwaniach w końcu znaleźliśmy całkiem niezła i niedrogą pizzę.
A tak wyglądały nasze rowery po zjeździe ze szlaku.
Ułachaaaa błotniaki dwaaaaa© cons
Dane wyjazdu:
21.71 km
6.19 km teren
01:28 h
14.80 km/h:
Maks. pr.:60.90 km/h
Temperatura:19.5
HR max:176 ( 88%)
HR avg:137 ( 68%)
Podjazdy:468 m
Kalorie: 820 kcal
Rower:Gary Fisher Big Sur
Sanok - Orle Skałki
Poniedziałek, 25 czerwca 2012 · dodano: 12.07.2012 | Komentarze 2
Ponownie wybrałem się do Sanoka, tym razem z Anią. Pojechaliśmy do PTTKu kupić mapkę regionu. Pokręciliśmy się chwilę po mieście i pojechaliśmy zajrzeć do skansenu. Niestety wstęp płatny i to dość słono, a po drugie i tak byśmy rowerów nie zostawili.Pogoda zaczęła się trochę chrzanić, więc zdecydowaliśmy się wracać do domu. Wybraliśmy drogę terenową - czerwonym szlakiem, który przez Orli Kamień i przecina drogę wjazdową do Lisznej.
Jak tylko wjechaliśmy do lasu zaczęło padać, paręset metrów przed szczytem zaczęło już porządnie lać, byliśmy cali przemoczeni, a przed nami była wizja zjazdu mokrą, często rozjeżdżoną przez ciągniki pracujące przy wyrębie drzew, błotnistą ścieżką.
Po drodze zrobiłem parę zdjęć komórką (aparatu akurat nie zabraliśmy ze sobą), lepsze zdjęcia wykonałem parę dni później na spacerze.
Podejścia© cons
No to jedziemy© cons
Orle Skałki© cons
W zeszłym roku na Cyklokarpatach podczas edycji w Sanoku została tędy poprowadzona trasa maratonu.
Dane wyjazdu:
20.39 km
0.00 km teren
00:58 h
21.09 km/h:
Maks. pr.:64.90 km/h
Temperatura:26.3
HR max:195 ( 97%)
HR avg:155 ( 77%)
Podjazdy:314 m
Kalorie: 794 kcal
Rower:Gary Fisher Big Sur
Do Sanoka
Sobota, 23 czerwca 2012 · dodano: 02.07.2012 | Komentarze 0
Dojechaliśmy do rodzinki. Rowery dotarły kurierem całe i zdrowie. Skręciłem je i następnego dnia dziewczęta wybrały się do fryzjera szykować się na wesele, a ja wybrałem się turystycznie do Sanoka w poszukiwaniu mapy okolicy. Niestety punkt PTTK w soboty jest ... zamknięty. Czynne tylko 8-17 od poniedziałku do piątku. Bo turyści nie przyjeżdżają w weekendy, c'nie? :)Dane wyjazdu:
7.86 km
0.00 km teren
00:22 h
21.44 km/h:
Maks. pr.:34.90 km/h
Temperatura:29.7
HR max:184 ( 92%)
HR avg:114 ( 57%)
Podjazdy: 69 m
Kalorie: 294 kcal
Rower:Gary Fisher Big Sur
Mazovia: Lublin - dojazd z dworca PKP i rozgrzewka
Niedziela, 17 czerwca 2012 · dodano: 18.06.2012 | Komentarze 0
Dane wyjazdu:
28.52 km
24.00 km teren
01:08 h
25.16 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Temperatura:29.4
HR max:206 (103%)
HR avg:185 ( 92%)
Podjazdy:170 m
Kalorie: 1233 kcal
Rower:Gary Fisher Big Sur
Mazovia: Lublin
Niedziela, 17 czerwca 2012 · dodano: 18.06.2012 | Komentarze 2
Lampa, tyle mam do powiedzenia odnośnie pogody. Niemiłosierny upał, taka pogoda mnie wykańcza i odbiera chęć do jazdy. W dodatku po porażce naszych Orłów spałem tylko 3godziny i jeszcze do tego wszystkiego zapomniałem zabrać Olbasu do przetkania alergicznego nosa.Do miasteczka zawodów nie dojechał Nutrend, mimo że potwierdzał swoją obecność. Nie miałem więc dopalaczy i napojów. Jechałem na wodzie, skręciłem na FIT. Ale od początku...
Początek trasy był poprowadzony przez 1,5km odcinek asfaltu, stawka się rozciągnęła i Windows mi uciekł. Spadłem gdzieś w tył mojego sektora i motywacja spadła. Noga się nie kręciła, nie mogłem złapać oddechu, rytmu czegokolwiek. Z asfaltu zjazd do lasu i pojawiają się pierwsze kałuże. Te kałuże był przez następne 10km. Początkowo starałem się je omijać, potem było mi wszystko jedno, byle pod wodą nie był ukryty jakiś konar, albo rów.
Na około 12km poczułem jak przez całe ciało przechodzą mi ciarki. Wiem co to znaczy. Znaczy to że jest źle i mnie odetnie. Nie chcąc dopuścić do takiej sytuacji, zjechałem na rozjeździe na FIT. Dziwnie się z tym czułem, nie tak miało być. Ale co ja się dziwię jak przez cały tydzień był tylko mecz, browar, jakieś żarcie z doskoku i praktycznie zero roweru.
Echh do dupy z taką jazdą, po drodze mijają mnie kolejni zawodnicy, staram się nie dawać i ich dochodzić.
Paskudny skwar dokucza, wysysa ze mnie siły. Pot leje mi się po twarzy, chyba czas zainwestować w czapeczkę kolarską lub bandanę, tak sobie rozważam i wyjeżdżam na bufet. Łapię Powera (pierwsze iso tego dnia), banana i żel. Pociągnąłem solidnego łyka, połknąłem wręcz banana (bo śniadania dziś nie zjadłem jak zawsze, tylko batony corny :/) i wciągnąłem żel. Zaczęła się dłuuuuga asfaltowa droga, prosto jak w mordę strzelił, lekko pod górkę. W pewnym momencie stoi dwóch kolarzy pod drzewem i liczą. Słyszę "to był 26". Co ja? Gdzie? Ja 26? Niemożliwe. Jednak za nic głowa nie chciała przełamać niemocy, noga drewniana i dupa. Minęła mnie spora grupa i nic nie mogłem zrobić. Pod koniec asfaltu bardzo słabo oznakowany zjazd do lasu, gdzie sporo osób się pogubiło.
W lesie znowu trochę kałuż, ale we mnie wstępują nowe siły. Zaczynam gonić, udało się przeskoczyć około 10-15 osób. Z lasu wyjeżdżamy na ścieżkę z kostki, po lewej stronie słońce pobłyskuje w wodach zalewu, na drzewie tabliczka 1km do mety. Dociskam ile mogę i wyprzedzam gościa, który wydawał się w lesie nie do przejścia. Zerkam jeszcze ze 2 razy czy za mną nie poszedł. Nie, nie poszedł. Dociskam jeszcze, żeby wykręcić z siebie ile można. Jedyne co mi przeszkadza i dekoncentruje to spacerowicze na tej ścieżce, jakieś dzieciaki, ludzie z pieskami. Drę ryja żeby uważali, bo ludzi z obsługi zdecydowanie za mało. Spotkanie z kimś przy prawie 40km/h nie należałoby do najprzyjemniejszych.
Wpadam na metę, czas na Garminie 1h08m.
Poszedłem zjeść makaron, czekam na Grześka, który jeszcze zmaga się z trasą.
Chwilę odpocząłem, pogadałem z innymi osobami, które mnie zagadnęły o trasę i wrażenia. Udałem się do bufetu, żeby się napchać ciachem i izo i tam spotkałem Greka, który pomylił trasę razem z innymi osobami, w miejscu o którym napisałem.
Stracił około 4minut, jest poirytowany. Też bym był, bo człowiek zapieprza, wypruwa sobie flaki i jedne błąd kosztuje go od cholery miejsc w stawce.
Spotykamy Martę, która też pojechała FITa. Miała tak samo ciężki dzień i jeszcze nie zregenerowała się po Gwieździe. Dołączył do nas Arek, który wycofał się z wyścigu, bo pomylił trasę i zamiast na FIT skręcił na Mega.
Ustawiliśmy się w kolejce do myjki, bo rowery ewidentnie tego wymagały. Czas nam płynął na wesołych pogaduszkach.
Potem przemieściliśmy się jeszcze tu i tam. Grek pojechał po izobronki :) Dołączyliśmy do ArteQa i jego wesołej ekipy z Alumexu. Po tomboli na której wylosowali mój numerek, ale nie zdążyłem odebrać nagrody ;) zebraliśmy się do miasta. Do odjazdu pociągu mieliśmy 40minut, a głód zaczynał doskwierać. Ruszyliśmy na stare miasto, nie do końca wiedząc gdzie ono jest. Udało nam się kupić pseudo kebaby, które w smaku okazały się strasznie słaby. Zostało nam 17 minut do odjazdu, ruszyliśmy w szybkim tempie. Z nieba zaczęły lecieć pierwsze krople deszczu. Wpadliśmy na halę główną dworca i... lunęło jakby ktoś wiadrami lał wodę z nieba. Za chwilę podstawili pociąg, do którego się załadowaliśmy.
Zjedliśmy te niedobre kebsy, wypiliśmy piwko z nowo poznanym kolarzem i zmęczeni wracaliśmy do domu.
Na mecie okazało się że dojechałem 5 w M2 i mogłem powalczyć o pudło. Ogólnie jestem 47 OPEN na FIT.