Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi cons z miasteczka Warszawa. Do tej pory z BS przejechałem 11457.36 kilometrów w tym 1877.18 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.42 km/h i zawsze mogłoby być lepiej ;)
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Popieram

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy cons.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

spontan

Dystans całkowity:3859.88 km (w terenie 267.37 km; 6.93%)
Czas w ruchu:165:53
Średnia prędkość:23.12 km/h
Maksymalna prędkość:64.40 km/h
Suma podjazdów:4498 m
Maks. tętno maksymalne:206 (100 %)
Maks. tętno średnie:172 (83 %)
Suma kalorii:43088 kcal
Liczba aktywności:114
Średnio na aktywność:33.86 km i 1h 28m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
49.26 km 1.00 km teren
01:59 h 24.84 km/h:
Maks. pr.:43.50 km/h
Temperatura:26.9
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:155 m
Kalorie: kcal

Piknik rowerowy w Miłosnej

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 29.04.2012 | Komentarze 0

Rano pojechałem z rowerem Ani na serwis zrobić ten nieszczęsny nit. Zdążyłem wrócić, wziąłem singla i pojechałem na Kabaty do naleśnikarni na obiad, gdzie chwilę poczekałem na Anię.

Wróciliśmy do domu, szybkie przebranie się w cichy kolarskie i jedziemy na rzeczony piknik. Lampa straszna, paczę na licznik 32*C, dżizaaaas, mamy kwiecień dopiero.

Pierwszy fragment trasy jest fajny, jedziemy do Dolinki i potem drogami wzdłuż trasy siekierkowskiej. Za węzłem na Marsa musimy zjechać na drogę do Mińska i tam się robi już niefajnie. PeKaeSiarze mijają nas rozpędzeni na gazetę, brak pobocza i lampa w plecy. Zdecydowanie nie fajnie, no ale nic... jedziemy. W końcu wjeżdżamy do Wesołej, tam odbijamy na pierwszej możliwej drodze w prawo i już jest spoko.

Po drodze robimy zakupy. Izobronik jest, kiełba jest, no to lecimy szukać znajomych.
W końcu trafiamy na polankę, gdzie zebrało się trochę ludzi.

Piwko piwko, śmiechy chichy, kiełba wciągnięta. Z chłopakami gadki na tematy okołorowerowe i inne takie takie. Zaczyna robić się późno. Ani jakoś niespecjalnie chce się wracać, więc pakuje się z rowerem do samochodu Agnes i Greka, a ja wracam na rowerze.

W drodze powrotnej docisnąłem troszeczkę i w całym amoku przegapiłem rozjazd na węźle i poleciałem przez Gocław. Zanim się zorientowałem to nie chciało już mi się wracać i zrobiłem dodatkowe kilka kilometrów.

Nie chciało mi się zakładać opaski, więc pulsu niet.
Kategoria 31-50km, spontan


Dane wyjazdu:
107.32 km 0.00 km teren
03:33 h 30.23 km/h:
Maks. pr.:42.40 km/h
Temperatura:14.0
HR max:187 ( 93%)
HR avg:158 ( 79%)
Podjazdy:146 m
Kalorie: 2720 kcal

A fontanna w Czosnowie stoi gdzie stała i ma się dobrze.

Środa, 25 kwietnia 2012 · dodano: 26.04.2012 | Komentarze 0

W pracy dziś przysypiałem, czułem że to nie mój dzień. Trudno było się skoncentrować, za oknem zrobiło się całkiem ładnie, a ja jakby w zimowym letargu.
W drodze z pracy do domu zastanawiałem się czy Ania pracuje dziś do 17 czy do 19. Okazało się, że do 19. W między czasie wydzwoniłem Sławka, ale ten zalegał w domu i był po piwku, więc nie chciał ryzykować wypadu do Czosnowa.

Wpadłem do domu, szybkie ciuchowe szacher-macher i jedziemy.
Na początku spokojnie, bez zarzynania się. Staram się kontrolować i nie szaleć.
Jadę Dolinką, przy ZUSie na Czerniakowskiej, jadę górą, zamiast stać na światłach i zjeżdżam na Wisłostradę. Tam elegancko, zielona fala :)

Koło Centrum Nauki Kopernik dopadam szosowca, łapię się koła i jedziemy. Gość zorientował się że ma towarzystwo i zaczyna sygnalizować skręty i wszelkie niespodzianki na trasie. Jedziemy tak do mostu Grota, gdzie dziękuję mu za współpracę, życzymy sobie szerokości i każdy w swoją stronę.

Dojeżdżam do Maka na Młocinach, gdzie dochodzę do wniosku, że jeszcze nie czas na popas, bo jedzie mi się rewelacyjnie. W Łomiankach wybieram kasę z bankomatu z myślą o zakupach w jakimś przydrożnym sklepie. Co nie dojdzie do skutku, ale o tym później.

Na Rolniczej wyjeżdża mi kolarz, którego doganiam. Przy bliższej konfrontacji okazuje się, że to zawodniczka Legion-Serwis Active Jet Merida Team*. Wyprzedziłem ją, upewniłem się czy siadła na koło, siadła. No to jadziem dalej. Wiatr w ryj, prędkość oscyluje w okolicy 35km/h. Tętno skacze na 180 bpm i więcej, nogi zaczynają palić. W tym samym momencie widzę, że moja przypadkowa towarzyszka daje zmianę. Chowam się w cieniu, odpoczywam, tętno zaczyna spadać do 155 bpm. I tak jeszcze kilka razy. Nie wiem czy mi się wydawało, ale Rolniczą od początków do fontanny w Czosnowie przejechaliśmy w około 16-18 minut.

Przy fontannie się pożegnaliśmy, ja zrobiłem pamiątkowe foto z okazji pierwszego Czosnka w tym roku.
Pierwszy Czosnów 2012 © cons


Szybko się zebrałem i dalej jadę swoje. Przejechałem do NDM i tam skręciłem na DW 630 i jazda do Jabłonnej. W między czasie zatrzymałem się na chwilę na przystanku PKS, żeby dołożyć sobie nogawki, temperatura poniżej 14*C i kolana jednak dostają w dupę. Zadzwonił Ania, która skończyła pracę i chciała wyjść pokręcić. Niestety wkurzyłem ją troszeczkę, mówiąc ile mam przejechane i zachęciłem żeby wyjechała mi na przeciw. Suma summarum nie zrobiła tego. Z jednej strony żałuję, bo przydałoby mi się towarzystwo, z drugiej udało się zrealizować założony plan ciśnięcia do końca.

Mniej więcej od tego momentu załączyło mi się mega ssanie w brzuchu, a tutaj lokalne sklepiki okupowane przez lokalny element i trochę strach zostawić rower bez opieki, a może inaczej, pod taką opieką. Jechałem więc swoje i zjadłem dopiero w Maku na Tarcho. Zły jestem na siebie, że tam się stołowałem. Czas zainwestować trochę kasy w batony i mieć zapas w domu.

Popas się skończył i trafił się kolejny rowerzysta, którego najpierw wyprzedziłem, potem usiadł mi na koło i na Jagiellońskiej dał zmianę, mocno cisnąc pod wiatr, który w mieście wieje jak chce. Przy Starzyniaku każdy pojechał w swoją stronę. Ja na wał i tak do mostu Siekierkowskiego. Przy ZUSie zorientowałem się, że brakuje mi paru kilometrów do wykręcenia setki, a jeszcze kilku to pierwszego tysiączka w tym sezonie. Pojechałem więc przez Wilanów, Przyczółkową do Powsina i tam zwyczajowo przez Gąsek i Kabaty do domu.

A tam czekała na mnie kulinarna miespodziewajka, Ania przygotowała ziemniaczane muffinki z cebulą i kiełbaską, do tego kiełbaska i warzywka. Byłem tak głodny, że wciągnąłem to z mega smakiem :)
Ziemniaczane muffiny © cons


W trakcie jazdy rozmyślałem, co by było gdybym miał jakąś szoskę :))

* Przy okazji sprawdziłem w Cyklopedii, że była to Agnieszka Sikora, aktualna liderka klasyfikacji generalnej na Mazovii (Mega) i Poland Bike (Max). Ma dziewczyna powera!

Track:


Dane wyjazdu:
25.47 km 4.00 km teren
01:04 h 23.88 km/h:
Maks. pr.:44.68 km/h
Temperatura:13.0
HR max:193 ( 98%)
HR avg:155 ( 79%)
Podjazdy:115 m
Kalorie: 729 kcal

Po zacisk sobie jadę, Garmina ogarniam

Środa, 18 kwietnia 2012 · dodano: 19.04.2012 | Komentarze 0

W Ani skopsał się zacisk sztycy. Co parę kilometrów sztyca zniżała się parę centymetrów w dół. I ani Ani groźbą, ani Ani prośbą nie szło dojść z nim do ładu i składu, czyli trzymania się jednej pozycji. Mnie też się nie bał. Jako domowy mechanikoskładacz rowerów zakomenderowałem zmianę dziada na nowy lepszy model. Nucać sobie hiciora z przed paru lat. Jakoś w okolicach poniedziałku poszperałem troszkę w necie i znalazłem lekutkiego następcę nieposłusznego Scape'a.
Szczęście chciało, że akurat tego dnia Krzysiek składał zamówienie w jednym ze sklepów internetowych.

Zakupiliśmy o... takiego:
Nowy zacisk do Cuba © cons

Waga przy 34.9 około 10,5g z tytanową śrubką M4.

Dziś przyszła do niego paczucha. Po paru telefonach dogadaliśmy się, że będzie na Okęciu trzaskać foty i tam też podjadę po odbiór.

Po powrocie z robo przeskoczyłem w rowerowe fatałaszki i wytarabaniłem się na rower. Przyszedł czas na ujarzmienie Garminowej bestyji. Przez całe życie jeździłem na Sigmach, przyzwyczaiłem się do tego że jak ruszam z automatu się zlicza mi wszystko, a tutaj nie. Trza wcisnąć guziczek i liczy, staję na światłach nie liczy, ruszam liczy. I tylko jest PIK stoimy, PIK jedziemy, PIK stoimy. Zajebistość!

Jechałem sobie niezbyt wymagającym tempem w stronę lotniska i bawiłem się przy okazji funkcjami. Parę rzeczy muszę poustawiać po swojemu, bo mi nie do końca pasuje takie ustawienie wyświetlanych informacji.

Dojechałem w końcu na ustalone miejsce, a Krzycha ani widu, ani słuchu. Łapię za telefon i pytam się go gdzie sterczy ze swoją lunetą. Mniej więcej mi wytłumaczył lokalizację, no to jadę. I wjechałem w jakieś wykoszone pola, kij wie co to było, puls mi wywaliło pod górny limit, a prędkość malała. Już wolę podjazdy od takiego niewiadomoco.

Postałem parę minut, popaczyłem na lądujące samoloty. Gadka szmatka, a człowiek stygnie i się zimno robi. Zarządziłem powrót, odebrałem co nasze i jazda. Tym razem lepsza droga, na końcu której było rozlewisko. Kuźwa... powtórka z Piaseczna? Na szczęście nie.

W drodze powrotnej zajrzałem do Ski Team przy 17 stycznia. Pogadałem chwilę z Sebkiem, zanabyłem 2 bidony, jeden dla Ani, drugi dla mua. Stare hydronośniki po zeszłym sezonie pokryły się nową formą życia i nadają się tylko do mycia łańcucha.

Wybyłem z przybytku i tutaj zapomniałem włączyć stoper w Garminie. Niby wszystko mi ładnie pokazywało, poza aktualnym nachyleniem. Co jest do cholery!!.
Dopiero przy Kopie Cwila mnie olśniło i tam włączyłem zliczanie. SZIT!
Zrobiłem tam 2 podjazdy i zawinąłem do domu, bo już późno się zrobiło.

Trzeba się przestawić na nowe urządzenie, bo tak trochę lipa mieć dziury w przejazdach.

Poniżej podsumowanie i track z jazdy.
Kategoria 10-30km, spontan


Dane wyjazdu:
13.30 km 0.00 km teren
00:32 h 24.94 km/h:
Maks. pr.:33.63 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Pada, Wieje, a ja po Garmina jadę

Poniedziałek, 16 kwietnia 2012 · dodano: 16.04.2012 | Komentarze 1

Kupiłem kupiłem kupiłem. Kolejne małe marzenie zrealizowane. Wszystko za sprawą Ani i mojej wspaniałej ekipy. W ramach prezentu złożyli się i podarowali mi bon na zakup pulsometru o którym od długiego czasu po cichu marzyłem.
No i stało się.

Na allegro trafiłem egzemplarz z opaską i czujnikiem kadencji praktycznie w cenie gołego komputerka. Dołożyłem mniejszą cześć kasy i zrealizowałem to o czym w zeszłym roku już myślałem.

W ciągu dnia umówiłem się na odbiór, okazało się że osoba od której go kupiłem mieszka całkiem niedaleko. Mimo piździawy, wiatru i ulewy wsiadłem na rower i pojechałem sfinalizować transakcję :)
Na miejscu chwilę pogadałem z gostkiem o rowerach i zebrałem się do powrotu.
Niedługo po tym jak ruszyłem wjechałem w ogromną kałużę i przemoczyłem kompletnie nogi. W butach powódź, wiatr pizga. Ale nakręciło mnie to do mocniejszego naciskania w pedały i zmagania z pogodą. Gdyby nie przemoczone buty pewnie bym pojechał jeszcze do Powsina i wrócił przez Kabaty, a tak wróciłem tą samą drogą, byle szybciej.

Garmin Edge 500 © cons
Kategoria 10-30km, newsy, spontan


Dane wyjazdu:
85.38 km 9.00 km teren
03:11 h 26.82 km/h:
Maks. pr.:46.50 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Do pracy i powrót przez Łomianki

Środa, 11 kwietnia 2012 · dodano: 11.04.2012 | Komentarze 0

Rano wiaterek w plecy pozwolił na dojechanie do pracy ze średnią ponad 31km/h. :))

Po pracy miałem sporo czasu wolnego więc pojechałem z Reguł przez Piastów, Bronisze, Stare Babice, Mościska, Wólkę Węglową do Łomianek. Tam wiatr już nie był taki łaskawy i zaczął wiać w twarz. Dopadł też mnie głód i nastąpiło odcięcie mocy. W Burakowie zadzwoniłem do domu, że wpadnę na chwilę i coś bym zjadł. Wskoczyłem tam na ścieżkę w Parku na Młocinach, którą bardzo lubię i moim oczom ukazał się taki oto widok. Roboty drogowe :/
Ścieżka na Młocinach © cons


Ścieżka na Młocinach © cons


Ścieżka na Młocinach © cons


Po paru chwilach uświadomiłem sobie, że to są prace nad ścieżką z Młocin do Wilanowa. Ktoś wpadł na pomysł, aby naturalną ścieżkę wysypać żwirem i kamieniami. Gratulacje IDIOTO! To samo na wale biegnącym obok. Zdjęcia ukazują sytuację na wale.

Dojechałem do domu, zjadłem coś ciepłego i pognałem dalej. Przez most gdański, tam zjechałem na ścieżkę nad Wisłą. Na siekierkowskim zatrzymałem się zrobić zdjęcie zachodu słońca :) Prawie jak w "Dniu Niepodległości".
Dzień niepodległości © cons


Jako że jeszcze mi było mało to pojechałem na około przez Wilanów, Przyczółkową do Gąsek i Kebab Kingu spotkałem się z Anią.

Dane wyjazdu:
25.13 km 13.00 km teren
01:13 h 20.65 km/h:
Maks. pr.:46.31 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

To tu to tam

Wtorek, 10 kwietnia 2012 · dodano: 10.04.2012 | Komentarze 0

Razem z Anią, pojechaliśmy do Lasu Kabackiego spotkać się przy MBiku w Pyrach z Dyszką, Spadem i Włodkiem. Zdążyliśmy podjechać i już nastąpił powrót i szukanie po Ursynowie ukorzeniacza dla Włodka, cokolwiek to jest. Łorwea gadki sratki, a mnie nosiło jak kota po landrynach. W końcu pierwszy raz w tym roku udało się wjechać w minimalny teren :) Noga się kręci, jest siła! Koniec końców wylądowaliśmy na Przyczółkowej, tam ów imić zakupił to co miał kupić i potoczyliśmy się do Wilanowa, tam krótka sjesta połączona z niezdrowym żarciem w Maku. Zrobiło się późno i zimno, a mieliśmy z Anią jechać jeszcze do Centrum popaczeć gdzie krzyża tym razem wbili. Jednak siła przyciągania obowiązków domowych zwyciężyła i wróciliśmy przez skrót na Orszady do domu.
Kategoria spontan, 10-30km


Dane wyjazdu:
5.93 km 0.00 km teren
00:16 h 22.24 km/h:
Maks. pr.:30.36 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Tyle co nic

Sobota, 7 kwietnia 2012 · dodano: 10.04.2012 | Komentarze 0

Nudziło się nam z Anią w domu i podjechaliśmy sprawdzić przedświąteczne przygotowania u rodziców Ani :) Przy okazji sprawdziliśmy działanie jej napędu po zmianie łańcucha, kasety i suportu.
Kategoria <10KM, spontan


Dane wyjazdu:
29.56 km 0.00 km teren
01:17 h 23.03 km/h:
Maks. pr.:41.31 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

"Leniwe" kół toczenie ;)

Piątek, 30 marca 2012 · dodano: 30.03.2012 | Komentarze 0

Koniec miesiąca, koniec kwartału. We wszelkich instytucjach/firmach/organizacjach nagle dostaje się kołowrotka. Korpoludki dobijają do realizacji planów, małe i średnie firmy szukają kosztów na ominięcie VATu i jest po prostu ZA PIER DOL.
A człowiek nie maszyna męczy się, stresuje się i na koniec ma wszystkiego serdecznie dość.
Wracając z pracy spotkałem Grześka i gadka szmatka, która zleciała nam na narzekaniu na przeklęty koniec ww. okresu, zmęczeniu i dywagacjach o wieczorze. Koniec końców stwierdziliśmy, że się jeszcze złapiemy czy to na fejsie czy przez telefon. Zresztą miałem dziś smaka na Wietnamca z Chmielnej i taki też ustaliliśmy cel naszego odpoczynku psychicznego. Dobra szama, rower i pogaduchy. No jeszcze piwo do tego doszło, ale to na sam koniec i każdy w swoim domowym zaciszu, nieważne. Trzymajmy się chronologii.
Greku podjechał po mnie i razem pokręciliśmy w stronę Centrum. Cwaniaczek ma założone slicki i idzie po asfalcie jak dzik w jeżynach. Trochę musiałem się spinać, żeby początkowo utrzymać koło. Mniej więcej na wysokości Belwederskiej poczułem, że to jest ten moment kiedy swobodnie mogę kręcić na większych obrotach. Na samym podjeździe mnie minimalnie odstawił, ale opona 2.2 nie może się równać z 1.2, nie? Zdyszałem się lekko, wyraźnie jest to początek sezonu i trzeba ćwiczyć płuco i dwugłowe uda, które przy mocnym podjeżdżaniu z siodła pieką. Potem już idzie gładko, oddech w miarę szybko się stabilizuje i na pl. Trzech Krzyży spotykamy gościa słusznej postury, który nadaje mocne tempo. Siadamy na koło, na Nowym Świecie nudzi mnie taka zabawa i wychodzę na prowadzenie. Stopują mnie światła na Świętokrzyskiej. Ruszamy, idzie Greku, ja i gość. Prędkość około 33km/h wychodzę na zmianę, wrzucam blat i ... mam odejście. Krótkie mocne sprinty. Dobre ćwiczenie na pobudzenie mięśni do poszerzania granic wytrzymałości i bólu. Krótki postój pod Zygmuntem i stwierdzamy że jednak nie Wietnamiec, a Reso będzie nas dziś gościło. Lajtowo dojeżdżamy na miejsce. Rowery najpierw lądują w środku, ale potem musieliśmy je niestety przypiąć na zewnątrz. W Reso wciągnąłem tosty, wypiliśmy po herbacie, przy okazji zajrzał Razor i podrzucił mi klucz dynamometryczny do właściwego dokręcenia nowej kierownicy.
Kierownica Rotor S3X © cons

Wcześniejszy prezent urodzinowy od babci i rodziców :) Senk Ju wery wery macz :)

A z Reso to już powrót do domu przez Centrum, Pole Mokotowskie, Wołowska i dalej na Ursynów.
Kategoria 10-30km, newsy, spontan


Dane wyjazdu:
50.69 km 0.00 km teren
02:05 h 24.33 km/h:
Maks. pr.:60.53 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Otwarcie mostu północnego

Sobota, 24 marca 2012 · dodano: 24.03.2012 | Komentarze 0

Dzikie tłumy i zimno, różnica w temperaturze między Ursynowem, Bielanami czy choćby Centrum, a Tarchominem 2*C. Pokaz fajerwerków, bez szału. Na Belwederskiej tegoroczne Vmax - 60,53 km/h.
Kategoria 31-50km, spontan


Dane wyjazdu:
30.76 km 0.00 km teren
01:16 h 24.28 km/h:
Maks. pr.:41.89 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Szybko i konkretnie

Poniedziałek, 19 marca 2012 · dodano: 19.03.2012 | Komentarze 0

Nosiło mnie dziś na rower i w końcu poniosło. Zimno, 6*C i palce rozgrzały mi się dopiero w okolicy Dolnej, czyli po około 7km jazdy.
Kilka fajnych akcentów z jazdy to podjazdy pod Belwederską, Tamkę i Bednarską. Miasto w poniedziałkowy wieczór puste. Dolina Muminków zamknięta, w PKP Powiśle kilka osób, to samo w OSiRze. Jeszcze mniej w Resorcie.
Powrót zrobiłem przez Wołoską, koło Galerii Mokotów, dalej standardowo Dolinka, zjazd na KEN i tam jeszcze szybka dokrętka przez Dereniową, żeby dobić do 30km :)
Na podjazdach przyjemnie przygrywali Foster the People, a w szczególności ten kawałek.
&ob=av2e
Kategoria 10-30km, spontan